Jawa – serce archipelagu indonezyjskiego to wyspa legend, duchów i dawnych królestw. Wyspa Jawa to nie tylko Dżakarta, korki i zgiełk. To także górskie świątynie z poczerniałego kamienia, wodospady ukryte w mgle i wsie, w których czas odmierza się tykaniem starego zegara w meczecie. Jeśli myślisz o wyprawie, która odmieni Twoje spojrzenie na świat – Jawa z pewnością stanie się podróżą życia. Oto TOP 10 atrakcji na wyspie Jawa, które trzeba przeżyć (tak, przeżyć – bo nie chodzi tylko o zwiedzanie).
Tumpak Sewu – wodospad owiany legendami
W południowo-wschodniej części Jawy, gdzie kończą się drogi asfaltowe i zaczynają opowieści szeptane przez bambusowy las, spada z hukiem monumentalna kurtyna wody – Tumpak Sewu. Wodospad ten nie przypomina żadnego innego. Z daleka wygląda jak amfiteatr, który natura zbudowała dla samych bogów. Kaskady tworzą olbrzymi półokrąg, a ich zlewające się strumienie przypominają srebrzyste włosy pradawnej bogini.
Podejście do punktu widokowego jest krótkie, ale warto wstać przed świtem, gdy słońce dopiero wstaje, a poranna mgła tańczy nad przepaścią. Zejście do dna kanionu to już zupełnie inna opowieść. Śliskie skały, prymitywne drabiny i lina, która czasem bardziej straszy niż pomaga. Ale gdy już zejdziesz i staniesz u stóp tej kolosalnej ściany wody, poczujesz ogrom natury. Krople wody obijają się o ciało jak perły, a ryk wodospadu tłumi nawet własne myśli. Lokalna legenda mówi, że miejsce to wybrał dla siebie duch strażnik dżungli – Sewu, którego śmiech można usłyszeć wśród huku wody. Tutejsi przewodnicy, niezwykle serdeczni ludzie, opowiadają historie z takim ogniem w oczach, jakby przed chwilą spotkali samego ducha.

Rainbow Village – barwna strona Malang
Malang to miasto niespodzianek, ale Kampung Warna-Warni Jodipan to jego najbarwniejszy rozdział. Nie ma tu marmurów ani świętych artefaktów, a jednak miejsce to pozostaje w pamięci wielu podróżników. Miejsce, które było niegdyś zapomnianą przez świat dzielnicą biedy, zamieniło się w istną galerię pod gołym niebem. Z muralami, tęczowymi fasadami i mostami, które wyglądają jak stworzone przez dziecięcą wyobraźnię.
Wszystko zaczęło się od studentów, którzy nie chcieli, by miasto kojarzyło się tylko z szarością. Wzięli pędzle, farby i… przekonali mieszkańców, by pomalowali każdy dom na inny kolor. Dziś, gdy przejedziesz się uliczkami Rainbow Village, możesz spotkać artystów, turystów, dzieciaki grające w lotki między ścianami z graffiti i staruszki, które sprzedają słodki napój cendol – z żelowatym ryżem i mlekiem kokosowym.
Nie brakuje tu humoru i kreatywności. Znajdziesz tu schody, które z odpowiedniego kąta tworzą obraz trójwymiarowego smoka, oraz ściany, które zdają się wciągać w świat bajki. A wszystko to żyje, oddycha i… brudzi – bo w przeciwieństwie do muzeum, tu wolno dotykać, rozmawiać i śmiać się głośno.

Krater Ijen – tam, gdzie płonie błękitny ogień
Nie ma wielu miejsc na świecie, gdzie można ujrzeć ogień, który świeci na niebiesko. Kawah Ijen, nocą, wygląda jak sceneria filmu science fiction – jakby ktoś włożył do wnętrza Ziemi gazowy palnik. A jednak to nie technologia, lecz czysta natura. Z wnętrza krateru wydobywają się gazy siarkowe, które zapalają się przy kontakcie z tlenem, tworząc spektakularne widowisko. Droga na szczyt nie jest dla każdego. Startuje się zwykle około północy, z latarką na czole, ubranym na cebulkę – bo nocą temperatura spada niemal do zera. Na miejscu można wypożyczyć maski gazowe – obowiązkowe, jeśli chcesz zejść do dna krateru, gdzie stężenie siarki może powalić największego twardziela.
Na dnie – górnicy. Bez masek, w sandałach, czasem z gołymi rękami, wydobywają siarkę i dźwigają ją w koszach ważących ponad 60 kilogramów. Jedno spojrzenie w ich oczy wystarczy, by zrozumieć: to nie tylko żywioł, to codzienność. Wielu z nich zna ten wulkan lepiej niż własne dzieci. Niektórzy mieszkają w wioskach, gdzie każdy dom pamięta ofiarę Ijena.

Kidal – zapomniana świątynia
W cieniu bardziej znanych świątyń leży Kidal – samotna, melancholijna i piękna w swojej surowości. To nie jest miejsce, które zobaczysz na okładkach przewodników. I całe szczęście. Bo właśnie przez swoją niepozorność Kidal ma szansę poruszyć coś głębokiego w duszy. Świątynia, zbudowana w XIII wieku, dedykowana jest królowi Anusapatiemu – postaci tragicznej, zabitej przez własnego kuzyna w rytualnym spisku. Kamienie tej świątyni pamiętają jeszcze epokę Singhasari. Wchodząc na teren kompleksu, czuć powagę miejsca, w którym odprawiano rytuały, śpiewano mantry i składano ofiary z kwiatów lotosu.
Choć jej mury noszą ślady czasu, detale pozostają precyzyjne – każdy płaskorzeźbiony smok, każdy liść lotosu wyrzeźbiony z taką troską, jakby artysta pracował nad własną duszą. Warto przyjechać tu rowerem z pobliskiego Malangu – trasa prowadzi przez pola ryżowe, gdzie rolnicy machają z uśmiechem, jakby znali cię od zawsze.

Ratu Boko i tajemnicze korytarze prowadzące do Prambanan
Nieopodal Yogyakarty, na wzgórzach porośniętych trawą wysoką po kolana, rozciągają się ruiny, które przy odrobinie wyobraźni zmieniają się w pałac. Ratu Boko to miejsce pełne sprzeczności – ani to świątynia, ani pałac, ani forteca. To wszystko naraz. I nic z tego pewne. Największe wrażenie robią bramy – gigantyczne, kamienne portale, przez które niegdyś przechodził dwór królewski. Dziś przechodzą przez nie turyści z aparatami i zakochane pary szukające idealnego kadru na tle zachodzącego słońca. A jest to zachód wyjątkowy – niebo płonie tu kolorem mango, papai i złota, jakby Jawa chciała podziękować za odwiedziny. Mówi się, że pod ziemią ciągną się tajemnicze korytarze prowadzące do Prambananu. Nikt ich jeszcze nie odnalazł, ale dzieciaki z pobliskiej wioski potrafią wskazać miejsca, gdzie „coś jest”.

Floating Market Lembang – targ, który pływa
W chłodniejszym klimacie górskiego regionu Lembang, pośród zielonych wzgórz porośniętych herbacianymi krzewami i lasami sosnowymi, znajduje się zaskakująca atrakcja – Floating Market, czyli pływający targ. To nie tylko atrakcja turystyczna, lecz także festiwal smaków, kolorów i zapachów, który pozwala zajrzeć w kulinarne serce Jawy Zachodniej. Kilkadziesiąt drewnianych łódek kołysze się na tafli sztucznego jeziora Situ Umar, a każda z nich serwuje inne lokalne dania – od słynnych batagorów (smażonych pierożków z ryby i tofu) po parujące miski soto Bandung, z imbirem, kolendrą i mięsem wołowym. Można też spróbować serabi – małych placuszków z mąki ryżowej, podawanych z cukrem palmowym i mlekiem kokosowym. Aby kupić coś do jedzenia, najpierw wymieniasz pieniądze na kolorowe żetony – jak w lunaparku z dzieciństwa. A potem… po prostu płyniesz z prądem.
Floating Market powstał w 2012 roku na terenie dawnego ośrodka rekreacyjnego i bardzo szybko stał się lokalnym hitem. Dla rodzin z Bandung i okolic to miejsce sobotnich wypadów, a dla turystów – okazja do poznania lokalnej kuchni i kultury w jednym miejscu. W weekendy odbywają się tu pokazy kulinarne, podczas których kucharze prezentują przygotowanie dań w stylu sundanese – kuchni zachodniej Jawy, znanej z obfitego użycia świeżych ziół i chili.
Otoczenie targu to coś w rodzaju mini parku kultury: są tu ogrody bonsai, mini zoo, tężnie aromatyczne z ziołami i altanki, w których Indonezyjczycy grają w tradycyjną grę karambol. Można też przebrać się w tradycyjne stroje jawajskie i zrobić pamiątkowe zdjęcie na tle łódek. Często można natrafić na pokaz teatru cieni wayang kulit – sztuki tak starej, że jeszcze przed kolonizacją Holendrzy próbowali ją zrozumieć i… poddali się. Co ciekawe, niektóre z kukiełek wykorzystywane do tych przedstawień mają ponad 100 lat i są przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Borobudur – największy buddyjski kompleks na świecie
Nie można mówić o Jawie, nie wspominając o Borobudurze – świątyni, która przez setki lat leżała ukryta pod wulkanicznym popiołem i bujną dżunglą, jakby czekała na swoje odkrycie. To największy buddyjski kompleks na świecie – i chyba najbardziej magiczny. Zbudowany w IX wieku, składa się z dziewięciu tarasów, które symbolizują ścieżkę do oświecenia. Każdy poziom to inny stopień duchowego wtajemniczenia.
Na górze, w cieniu wielkich stup, siedzą kamienne Buddhy – niektóre z ich twarzy są spokojne, inne jakby zamyślone. Najciekawsze jednak są reliefy – sceny z życia Siddharthy, opowieści z Jataki, a także sceny z codziennego życia Jawan sprzed ponad tysiąca lat: rybacy, chłopi, tancerki. Niektóre są tak żywe, że ma się wrażenie, że czas w nich zatrzymał oddech. Warto przyjechać tu przed wschodem słońca. Wtedy, na tle fioletowo-złotego nieba, Borobudur wygląda jak zawieszony w czasie sen mnicha. Dźwięki natury mieszają się z modlitwami, a poranna rosa na kamieniu odbija światło niczym drogocenne klejnoty.

Prambanan – taniec kamieni i bogów
Świątynia Prambanan jest hymnem ku czci hinduistycznych bogów. Zbudowana z ciemnego andezytu, świątynia ta wyrasta z równiny jak olbrzymi zamek z bajki – choć jej przeznaczenie było dalekie od baśni. Poświęcona Trimurti – czyli Śiwie, Wisznu i Brahmie – miała być centrum duchowego świata. Kompleks powstał w IX wieku za panowania dynastii Sanjaya, rywalizującej z buddystami z dynastii Sailendra, którzy z kolei wznieśli Borobudur. W ten sposób w jednym regionie powstały dwa religijne kolosy, będące niejako architektonicznymi odpowiedziami na duchową dominację rywali. Całość Prambananu składa się z ponad 240 świątyń, a główne z nich to te poświęcone bogom Trimurti. Najwyższa wieża, sięgająca 47 metrów, to miejsce dedykowane Śiwie, bogowi zniszczenia i odnowy. Wewnątrz znajduje się posąg Śiwy Mahadewy o wysokości niemal 3 metrów, otoczony przez postacie jego syna Ganeszy, żony Durgi oraz nauczyciela Agastyi – każda z rzeźb posiada unikalne detale, które do dziś wzbudzają podziw archeologów.
Wyrzeźbione sceny z Ramajany
Na zewnętrznych ścianach świątyń wyrzeźbione są sceny z Ramajany – indyjskiego eposu o księciu Ramie, który wędruje przez świat w poszukiwaniu swojej żony Sity. Prambanan jest też areną lokalnych przedstawień baletowych – Ramayana Ballet, które w blasku księżyca przenoszą widza do czasów starożytnych poematów. Pokazy odbywają się na świeżym powietrzu, a tłem scenicznych wydarzeń są oświetlone wieże świątyni – to jeden z najbardziej widowiskowych spektakli kulturalnych w całej Indonezji. Nieopodal znajdują się ruiny mniejszych świątyń – jak Candi Lumbung, Candi Bubrah i Candi Sewu. Candi Sewu, mimo że mniej znana, to jeden z największych kompleksów buddyjskich na Jawie, z charakterystycznym centralnym sanktuarium otoczonym przez symetryczne mniejsze kaplice. A gdy zapada zmierzch, całość ożywa – oświetlona, zamglona i dostojna, jakby wciąż czekała na powrót kapłanów. Co ciekawe, w 2006 roku kompleks Prambanan został poważnie uszkodzony przez trzęsienie ziemi, a jego rekonstrukcja trwała wiele lat – dziś stanowi przykład połączenia tradycyjnych metod konserwatorskich z nowoczesnymi technikami inżynieryjnymi.

Becici Peak – wyjątkowy punkt widokowy
Nie każda atrakcja musi być starożytna. Czasem to sama natura oferuje największe spektakle. Becici Peak (Bukit Becici), położony niedaleko Yogyakarty, to punkt widokowy na wysokości ponad 380 metrów n.p.m., skąd rozciąga się panorama na zielone wzgórza i połacie pól ryżowych aż po sam horyzont. Miejsce zyskało sławę, gdy Barack Obama wraz z rodziną odwiedził je w trakcie swojej wizyty w Indonezji. To właśnie tutaj – według relacji jego ochroniarzy – przez kilka minut nikt nie mówił nic. A to w świecie polityki cud. Becici słynie z sosen pachnących żywicą, hamaków zawieszonych między drzewami, punktów „instagramowych” i drewnianych platform widokowych, z których można podziwiać zachód słońca z kubkiem gorącej herbaty z goździkami. Nie brakuje też lokalnych przekąsek – od pieczonych bananów po tempe goreng prosto z rusztu.
Ciekawostką jest, że sam las sosnowy otaczający punkt widokowy został oficjalnie objęty ochroną przez lokalną społeczność jako tzw. „hutan wisata”, czyli las turystyczny. Tego typu miejsca zarządzane są przez wiejskie wspólnoty, które przeznaczają część dochodów z turystyki na edukację dzieci, ochronę środowiska i odbudowę infrastruktury po trzęsieniach ziemi. Wśród drzew ukryto również drewniane tarasy widokowe w kształcie serca, gwiazdy czy nawet dłoni trzymającej platformę – które stały się popularnym tłem dla sesji ślubnych i zdjęć zaręczynowych. Organizowane są tu także kameralne koncerty akustyczne i wieczorne czuwania z poezją jawajską. Miejscowi przewodnicy często recytują przy ognisku fragmenty poematów autorstwa W.S. Rendra – jednego z największych poetów Jawy.

Mount Merapi – wulkan, który „żyje”
Na koniec – symbol Jawy. Gunung Merapi. Wulkan nieprzewidywalny, nieokiełznany, a jednak kochany przez mieszkańców. Jego nazwa dosłownie oznacza „góra ognia” i nie bez przyczyny – Merapi uznawany jest za najbardziej aktywny wulkan w całej Indonezji, a jednocześnie za jeden z najbardziej niebezpiecznych na świecie. Merapi wybucha średnio co pięć-siedem lat, choć historyczne zapisy sięgające roku 1548 notują ponad 80 erupcji. Najtragiczniejsza z nich miała miejsce w 2010 roku, kiedy to seria eksplozji i przepływów piroklastycznych zabiła ponad 350 osób i zmusiła dziesiątki tysięcy do opuszczenia domów. Mimo to ludzie wracają – bo gleba na stokach Merapi jest wyjątkowo żyzna, idealna do uprawy ryżu, warzyw i kawy.
Co ciekawe, Merapi ma również swoją mitologię. W kulturze jawajskiej uważany jest za siedzibę duchów – w szczególności strażnika góry, legendarnego Mbah Maridjan, który przez dekady opiekował się duchowym wymiarem wulkanu. Odmówił opuszczenia swej chaty podczas erupcji w 2010 roku i zginął na posterunku, stając się bohaterem narodowym i symbolem wierności tradycji.

Wspinaczka na jego szczyt to rytuał – dla niektórych niemal religijny. Trasa prowadzi przez górskie łąki, lasy pełne mgły i skaliste ścieżki. Popularna droga prowadzi z wioski Selo i zajmuje zwykle od czterech do pięciu godzin w jedną stronę. Niektóre odcinki wymagają wspinaczki po stromych skałach, zwłaszcza przy ostatnim podejściu zwanym „Pasar Bubrah”, co oznacza „zniszczony targ”. Nazwa pochodzi od skał rozrzuconych niczym towary na porzuconym bazarze – pozostałość po dawnych erupcjach.
Autorka: Magdalena Łydka – miłośniczka podróży, szczególnie tych na Bałkany. Copywriterka specjalizująca się w tematyce podróżniczej, która pracę w korporacji zastąpiła tworzeniem stron internetowych i podróżowaniem. Każdą wolną chwilę spędza w podróży z dobrą książką i notesem. Autorka kilku ebooków o Chorwacji, Bałkanach i Półwyspie Apenińskim. Ulubione miejsce do pracy: wyspa Korčula w Chorwacji.